poniedziałek, 6 lutego 2012

Staruszka Nadzieja...

Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka. Mimo tego, że była już bardzo stara szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
- Kim jesteś? Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy,a blade wargi wyszeptały:
- Ja? ... Nazywają mnie smutkiem
- Ach! Smutek! - zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
- Znasz mnie? - zapytał smutek niedowierzająco.
- Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
- Tak sądzisz... - zdziwił się smutek - to dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się?
- A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać,mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?
- Ja... jestem smutny. - odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego.
- Smutny jesteś... - powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową.
- A co Cię tak bardzo zasmuciło? Smutek westchnął głęboko.Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać?Ileż razy już o tym marzył.
- Ach... wiesz...- zaczął powoli i z namysłem - najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas.Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy. - I znowu westchnął.
- Wiesz..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić.Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności.
Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału.
Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.
Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności.
- Masz rację - potwierdziła staruszka - ja też często widuję takich ludzi.
Smutek jeszcze bardziej się skurczył.
- Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi.Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany.Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy,może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał.Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia. - Smutek zamilkł.
Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze,potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.
Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
- Płacz, płacz smutku. -wyszeptała czule. - Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona.
Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
- Ale... ale kim Ty właściwie jesteś? -
Ja? - zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko jak małe dziecko - JA JESTEM NADZIEJA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Light Purple Pointer 1xff#ffffffxff2xff♥xff30xff25xff100xff3xff0xff50xff0